Zacznę od tego, że napisał tę książkę człowiek, który jest uznany za najwybitniejszego współcześnie pisarza brytyjskiego.
Kiedy widzę słowo "najwybitniejszy", miękną mi kolana. Biorę książkę do mej niegodnej ręki...
A raczej tylko czytnik. Od razu mi lepiej, nikt nie nazwie mnie potworem, bo nie da się tu zagiąć rogu.
McEwan napisał m.in.: Amsterdam, Pokuta, Dziecko w czasie, Niewinni...
Dorobek imponujący i dlatego WARTO sięgnąć po tego najwybitniejszego pisarza, żeby wyrobić sobie zdanie o jego wybitności.
W skorupce orzecha to pierwsze moje zetknięcie z McEwanem. Zetknięcie nie rozczarowujące, ale też nie powalające na kolana.
Interesująca jest narracja prowadzona z perspektywy dziecka w łonie matki. Za to fabuła bez fajerwerków, zbyt zawyczajana dla ludzi poszukujących mocniejszych doznań. Chociaż jest tam wszystko: sex, morderstwo, alkohol, zdrada... Tylko tyle i aż tyle. Autor jest naprawdę sprawnym pisarzem, momentami udawało mu się przykuć mnie do czytnika.
McEwan zwany jest też "Ianem Macabra", ale ta powieść makabryczna raczej nie jest...

Mimo prostej fabuły bez wielkich zaskoczeń, powieść ma w sobie drugie dno. Nie jest to tylko historia o zabójstwie i zdradzie, ale o współczesnym świecie w ogóle, o zachłanności, o próżności.
W skorupce orzecha to powieść niezbyt obszerna. Książkę można łyknąć w jeden wieczór.
Sami zdecydujcie, opnie są różne... niektórych pewnie książka znudzi innych zachwyci. Zwolennikom lietratury "czytadło na wakacje" mówię, znajdzie coś przyjemniejszego.