sobota, 30 kwietnia 2016

Oko w oko ze współczesną "czarownicą"



 Moja kolejna książka ma dotykać sfery duchów i współczesnych czarownic. Od długiego już czasu zbieram ciekawe informacje o magii, energii, duszy człowieka etc. Znalazłam też Anetę - „czarownicę” i pomyślałam, że to kim jest, albo jak wygląda jej praktyka, może być dla wielu osób ciekawe, poprosiłam ją o krótki wywiad, który wcale nie okazał się krótki:D

Ponieważ stosowanie magii, czy to białej, czy czarnej czy zielonej;) jest dość kontrowersyjne, wywiad jest anonimowy.

Proszę o osoby, które rozczytają tożsamość Anety, żeby zachowały swoje odkrycie dla siebie.

Agnieszka Opolska: Co to znaczy być czarownicą w dzisiejszych czasach?

Aneta: Gdy zobaczyłam twoje pytanie, zapytałam moją córkę: „Czy uważasz, że jestem czarownicą?” Na co ona odpowiedziała z przerażeniem: „Nie, a kto ci tak powiedział?”Wolę zdecydowanie określenie Bioenergoterapeuty, lub osoby pracującej z Energią. Wykorzystuję,  swoje umiejętności, by pomagać ludziom poprzez głęboką relaksację i równoważenie ich energii za pomocą kryształów i reiki. Te umiejętności są w każdym z nas, tylko nie zawsze o tym wiemy. Niektórzy interesują się ziołolecznictwem, inni homeopatią, ale wszystkich łączy chęć pomagania innym w imię miłości czy to do Boga czy do drugiego człowieka czy do Matki Ziemi.

Agnieszka Opolska: Czyli nie czujesz się czarownicą?

Aneta: Nie. Nie bawię się w zaklęcia, nie wykorzystuję swoich umiejętności przeciwko ludziom. Pracuję tylko z najczystszą formą energii, która pochodzi od Boga.



Agnieszka Opolska: Co to znaczy pracować z energią?

Aneta: Żyjemy w specyficznych czasach, gdzie głównych problemem jest stres, który czyha na nas w każdym aspekcie naszego codziennego życia. Niestety ludzie zapominają, że kontakt z naturą był od zawsze najłatwiejszą metodą na balansowanie naszej energii np. kiedyś dzieci spędzały całe dnie na dworze, a dzisiaj przy tabletach, chodziliśmy na spacery, a teraz na zakupy. Stres gromadzi się w nas do momentu, gdy uderza w nas konkretną dolegliwością fizyczną, np. bólem czy chorobą. Musimy wiedzieć, że choroba jest to ostatni krzyk o pomoc naszej energii. Jako Terapeuta pomagam ludziom regularnie balansować energię, aby pole energetyczne było w stanie poradzić sobie ze stresem dnia codziennego i aby tym samym osoba uniknęła choroby. 


Agnieszka Opolska: Mówisz, że nie pracujesz wbrew Kościołowi, ale czy Kościół popiera tego rodzaju procedery? Co jest kontrowersyjne w tym co robisz?

Aneta: Spotkałam się z określeniami typu: „Jesteś opętana”, „pracujesz z czarna magią”. To już daje do zrozumienia, ze wyznawcy naszego Kościoła tego nie popierają. Ludzie maja niestety to do siebie, że potępiają wszystko czego nie znają i czego się boją. Ja zawsze na początku sesji modlę się do Boga o moc, siłę i o to, aby ta praca z klientem była ku najwyższemu dobru. Moi bardzo wierzący rodzice również obawiali się o moje „konszachty” z zaświatami, ale gdy wzięli udział w paru sesjach, zmienili zdanie. Tata kupuje nawet specjalne kryształy i kamienie półszlachetne do mojej pracy. Nie uważam wiec, żebym robiła coś kontrowersyjnego. 

Agnieszka Opolska: Mówisz „sesja”, osoba, która do ciebie przychodzi to „klient”. Czy Ty traktujesz to co robisz jak biznes?

Aneta: Jako przyszły dyplomowany uzdrowiciel jestem zobowiązana przez szkołę i nauczyciela do używania takich określeń. Mam obowiązek podejścia profesjonalnego do osoby i traktowania tego tematu, jako mojego zawodu. To, co robię nazywa się terapią, a w każdej terapii masz klientów i sesje. Oczywiście, że w przyszłości mam zamiar zarejestrować swój biznes, bo wolę zarabiać na tym co kocham. Pieniądze to wymiana energii za energie, a ja za coś muszę utrzymać siebie i córkę oraz kupować kolejne kochane kamyczki, różdżki i wahadełka. Moja córa, również planuje być „healerem” (uzdrowicielką) i już składam jej własny zestaw kamieni. Nie uwierzycie jak wspaniale dobiera kamienie do wibracji danej osoby, lepiej ode mnie.


Agnieszka Opolska: I jeśli mówisz o sesji, jak wygląda praktyka tego co robisz z osobą, która przychodzi do Ciebie? Interesuje mnie co ty przeżywasz, co się dzieję w Twojej głowie, jakie masz odczucia?

Aneta: Sesja składa się u mnie z dwóch części, których już nie potrafię oddzielić: pierwsza to terapia kamieniami półszlachetnymi i szlachetnymi, a druga to Reiki, czyli wykorzystuję moje ciało, jako kanał do przekazu boskiej/kosmicznej energii, która trafia w odpowiednie miejsca energii klienta, dokładnie tam, gdzie jest mu potrzebna. I tak, jak w części pierwszej jestem tylko pomocnikiem kamieni, bo to one leczą, a ja tylko układam je, przenoszę i odpowiednio zgrywam ich współdziałanie z energią klienta. To w drugiej części, gdy trzymam dłonie pełne energii nad ciałem klienta, towarzyszą mi przeróżne odczucia, wizje, przekazy od Aniołów lub ukochanych, którzy już nie żyją, a chcieliby jakoś jeszcze pomóc i doradzić. Czasami widzę zwierzęta, które symbolizują jakiś duchowy przekaz. 

Agnieszka Opolska: Czy masz jakieś hasło, cytat, motto, które przyświeca ci na co dzień?

Aneta: Ja szukam cytatów na daną chwilę, czyli zdzieram kartkę z kalendarza i czytam, co za myśl przyświeca danemu dniu, mijam reklamę i czytam hasło. Widzę znaki wszędzie i we wszystkim. Najbardziej jednak, co mi się sprawdziło w najtrudniejszym etapie mojego życia to powiedzenie: „Feathers appear, when Angels are near” i wierzcie mi lub nie, ale gdy mam ciężki dzień czy sytuację w życiu automatycznie mam wokół siebie białe piórka, czy to na parapecie w domu przy zamkniętym oknie, czy na dywanie, czy przy samochodzie. Wiem, że Anioły są i się nami opiekują, ale ponieważ mamy wolną wolę, nie ingerują w nasze życia bez zaproszenia. „Proście, a będzie Wam dane…”


Agnieszka Opolska: Wspomniałaś, że mamy w sobie uzdrawiającą energię, czy każda osoba może ot tak zostać sobie uzdrowicielem/uzdrowicielką? I jaka jest twoja droga? Skąd to się wzięło?

Aneta: Mamy w sobie zarówno energie do samo-uleczania jak i samo-destrukcji. Wszyscy mamy w sobie "tę" moc, ponieważ wszyscy jesteśmy energią, tylko u jednych objawia się to bardziej niż u innych. Ja musiałam tę energie w sobie pobudzić poprzez kursy a inni, których znam maja to od dziecka. Trudno jest mi wyjaśnić zasady, na jakich to działa, to się po prostu czuje albo nie. Spójrzmy na podejście mamy do dziecka, które się skaleczy, odruchowo przykłada rękę lub całuje i zapewnia, że będzie lepiej. Uważam, że podstawą uzdrawiania jest miłość i pracowanie w imię miłości, wiec, jeśli wszyscy jesteśmy zdolni kochać, to dla mnie jest to równoznaczne ze zdolnością do uzdrawiania. Miłość czyni cuda.Ja swoja drogę zaczęłam od próby ratowania swojej rodziny, szukałam różnych metod i wtedy trafiłam pierwszy raz na słowo „uzdrowić”, znalazłam wzmianki o leczeniu kamieniami i zaczęłam się interesować ich właściwościami. Kupiłam jeden kamień, włożyłam pod poduszkę i lepiej spałam, kupiłam drugi i poczułam większa pewność siebie. Poszłam na pierwsze warsztaty leczenia kamieniami, potem zapisałam się na kurs dyplomowany i to właśnie kontynuuje. Czuje jak z dnia na dzień moja wewnętrzna siła we mnie wzrasta, a sesje są coraz silniejsze w energie. W międzyczasie trafiłam na kurs Reiki Level 1 i 2, i pierwszy raz poczułam energie w dłoniach. To było niesamowitym wrażeniem. Od tamtej pory jest tylko lepiej. Moje życie układa się coraz lepiej i czuję się spełniona. Wiem już, co chcę robić w życiu i do tego dążę.   

Agnieszka Opolska: Wspomniałaś, że będziesz dyplomowaną uzdrowicielką, czy można zrobić studia z zakresu uzdrawiania? Czy to jest powszechnie dostępny kierunek? Trochę się to nie mieści w głowie, nawet jak na współczesne czasy, a już na pewno nie na Polskę…

Aneta: Tu Cię zaskoczę. Ostatnio odkryłam szkole Bioenergoterapii w Gdyni, która kończy się uzyskaniem tytułu „Czeladnika Bioenergoterapii”. Myślę, że Polska powoli otwiera się na świat energii. Ostatnio brałam udział w warsztatach oczyszczania szyszynki w Polsce, a w wakacje jadę na wakacje duchowe, na których będą podstawy Bioenergoterapii, wiec sama widzisz, że coś się zaczyna dziać w tym kierunku. Ludzie maja dość chemii w swoich ciałach (leków), wiec zaczynają szukać naturalnych metod leczenia. W końcu nasi przodkowie jakoś dawali radę ufając naturze. Terapeuci medycyny alternatywnej, do których ja będę się wkrótce zaliczać, nie cieszą się „jeszcze” zbyt duża popularnością nawet w Wielkiej Brytanii, choć widziałam już jedno ogłoszenie o pracę, gdzie szpital szukał Czeladnika Reiki. Większość lekarzy nadal sceptycznie podchodzi do medycyny naturalnej jak to do konkurencji.  Ja uważam, że to tylko kwestia czasu, ponieważ byłam na wykładach wielu lekarzy, którzy przeszli na „ciemną” stronę medycyny alternatywnej i pomagają setkom ludzi.

Agnieszka Opolska: Twój największy sukces, jako uzdrowicielki? Czy uzdrawianie to, to samo co leczenie?

Aneta: Uzdrawianie dotyczy balansowania umysłu, ciała i energii człowieka. Leczenie dotyczy jedynie jego ciała i skutków, które ten stres codzienny spowodował. Dla mnie sukcesem jest to, gdy człowiek powie, że cudownie się zrelaksował, gdy myślał, że już tego nie potrafi; gdy ktoś zaśnie i potem powie, że od dawna tak nie wypoczął. Moim sukcesem jest każda sesja, bo wiem, że przyczyniam się do zrównoważenia energii osoby i mają okazję na chwilę uciec od szarej rzeczywistości.

Agnieszka Opolska: Czy leczysz też poważne schorzenia?

Aneta: W przypadkach poważnych schorzeń jak nowotwór czy chroniczne schorzenie, zawsze odsyłam osobę do lekarza, aby zezwolił na terapię. Muszę zaznaczyć, że nie leczę. Leczą lekarze. Ja pomagam się ludziom zrelaksować. Relaksacja umożliwia powrót energii klienta na pełne obroty i tym samym umożliwia ciału proces samo-uzdrawiania. Moją praktykę zaczynałam na przyjaciołach i córce i z całą pewnością mogę stwierdzić na przykładzie mojej córki, że była to i jest niezawodna metoda na jej bunty i nerwy. Nie pracuję wbrew Kościołowi, a wręcz przeciwnie, zawsze proszę Boga, Archanioły i Anioły o wsparcie i czuję, że moja wiara w nich się nawet wzmocniła, bo widzę jak terapia pomaga moim klientom.

Agnieszka Opolska: Mam ostatnie pytanie, czy czujesz się w jakiś sposób związana zszeptuchami – uzdrowicielkami? Cym różni się szeptucha od tego co ty robisz?


Aneta: Nie wiele wiem o Szeptuchach, ale sądzę, że łączy nas na pewno chęć pomocy potrzebującym i praca z energią. Ja też podczas sesji szepczę modlitwy, żeby wzmocnić siłę energii, która trafia do klienta, i kiedyś przelewałam jajko nad głową mojej córki, żeby lepiej spała. Szanuję, to co robią i podoba mi się, że przekazują swoje umiejętności pokoleniowo. Nasza praca różni się pewnie narzędziami za pomocą, których przekazujemy tą samą Boską/Kosmiczną energię.







Jeśli ktoś ma jeszcze pytania do Anety, zapraszam do komentowania i zadawania pytań w komentarzach:) 



Dzięki za wywiad!





czwartek, 14 kwietnia 2016

Dawid Hallmann - płyta "Ciepły oddech"


Hejo, zaczynam nowy etap na moim blogu. Otwieram zakładkę „Goście”, znaczy zapraszam fajnych ludzi, którzy chcą podzielić się czymś istotnym co zrobili, robią.
Ja zapraszam, ale można się też wprosić :D

Moim pierwszym gościem jest Dawid Hallmann, który nagrał płytę „Ciepły oddech”.


Znamy się z Dawidem dobrych kilka lat, robiliśmy wspólnie parę projektów o tematyce historycznej, w tym „Tarnowskie guziki – Katyń 1940” , „Solidarność 1980”. Przy obu projektach powstała niesamowita muzyka, której współautorem był właśnie Dawid. 
Ale tutaj nie o tamtej muzyce, tylko o nowej.



Mam do Ciebie kilka pytań:


Agnieszka Opolska: Czym zajmujesz się na co dzień?

Dawid Hallmann: Słyszę to pytanie nazbyt często i nigdy nie wiem co mam odpowiedzieć. Obecnie prowadzę dość nietypowe życie. Praca zarobkowa zajmuje może 10% całego mojego czasu. Reszta to wolontariat w ramach Fundacji Tradycji Miast i Wsi. Pracy jest sporo, więc bywa tak, że każdego dnia robię co innego. Raz jadę do Królestwa Bez Kresu – to takie nieformalne centrum kultury, które prowadzę ze znajomymi w Rzeszowie. Innym razem siedzę w domu i nagrywam muzykę, robię grafiki lub montuję filmy. Do tego dochodzi załatwianie formalności, odpowiadanie na listy. Czasem ktoś zleci mi jakąś pracę (zwykle graficzną), to wtedy się tym zajmuję. Dzięki temu mam co włożyć do garnka. Reszta to wolontariat.

Agnieszka Opolska: Zdanie/cytat, który Cię charakteryzuje?

Dawid Hallmann: Zapisuję nie wiadomo dla kogo dzieje oblężenia…” To trzecie zdanie „Raportu z oblężonego Miasta” Zbigniewa Herberta.

Agnieszka Opolska: Tworzysz muzykę, rzeźbisz, projektujesz. Czy czujesz się muzykiem, artystą, kim się czujesz?

Dawid Hallmann: Czuję się kombajnem, bo czasem robię zbyt wiele rzeczy na raz i żadnej nie mogę (lub raczej nie chcę) oddać się całkowicie.

Agnieszka Opolska: Która to twoja płyta?

Dawid Hallmann: Zależy jak spojrzeć. Oficjalnie dziewiąta. Jeśli dodamy do tego płyty, na których występuję gościnnie to dwunasta. Jeśli natomiast wliczyć w to pierwsze płyty, których nigdy nie upubliczniłem i ma je w swoich zbiorach zaledwie kilka osób, to wtedy szesnasta.



Agnieszka Opolska: Jak to jest z Tobą Dawid, Twoja muzyka nie jest łatwa i nie da jej się zakwalifikować do tak zwanej popularnej. Jaka przyświeca Ci misja/idea w muzyce?

Dawid Hallmann: Nie wiem czy przyświeca mi jakaś konkretna idea. Po prostu tworzę muzykę, której sam chcę słuchać. Czasem są to eksperymenty. Najpierw jest myśl: ciekawe co by wyszło, gdyby połączyć to i to. Potem siadam i zaczynam to robić.

Agnieszka Opolska:  Dlaczego „Ciepły oddech”?

Dawid Hallmann: To nawiązanie do słów „Przesłania Pana Cogito”: „strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne/ ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy / światło na murze splendor nieba / one nie potrzebują twego ciepłego oddechu / są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy”. Cała płyta jest bardzo „herbertowa”. Sporo w niej fragmentów wierszy Herberta. Dla mnie osobiście ten album to „chłodny oddech”, ale kto wie – może kogoś ogrzeje.

Agnieszka Opolska:  Kim jest postać na okładce?

Dawid Hallmann: To jedna z fotografii, które kupiłem w Rydze. Od siedmiu lat zbieram przedwojenne łotewskie zdjęcia. Nie wiem kim jest ta kobieta, ale dobrze jej z oczu patrzy. Poza tym płyta jest niejako kontynuacją poprzedniej – „Nostalgii”, gdzie na okładce również jest łotewska fotografia. To takie nawiązanie.

Agnieszka Opolska:  Słucham „Ciepły oddech” i zastanawiam się do jakiego gatunku można zakwalifikować tę płytę?

Dawid Hallmann: Sam nie wiem. Dla mnie to jakaś pochodna dubstepu, ale czym to jest w istocie, to nie mam pojęcia. W sferze muzyki jestem wyłącznie praktykiem, nie teoretykiem.

Agnieszka Opolska: Dla kogo jest ta płyta, czy kierujesz ją specjalnie do określonego odbiorcy?

Dawid Hallmann: Płyta jest dla miłośników Herberta, którzy lubią dubstep. To pierwsza myśl. Rzeczywistość jednak pokazuje, że trafia ona do ludzi, którzy zasadniczo słuchają czegoś zupełnie innego.  Być może jest to wynik połączenia starego z nowym, przez co utworów słuchają zarówno ci, którzy lubią elektronikę, jak i ci, którzy lubią muzykę ludową lub inne „starocie”.

Agnieszka Opolska: Skąd się zrodził pomysł nagrania „Ciepłego oddechu”? Co cię zainspirowało?
Dawid Hallmann: Jeśli przyjrzeć się ostatniej dekadzie mojego życia, to jest pewna prawidłowość. Zauważyłem ją całkiem niedawno. Otóż nigdy nie nagrałem płyty będąc w związku. Skoro zatem w tamtym roku żaden krążek się nie ukazał, to łatwo można się domyślić, co się stało i co było „inspiracją”. Dla mnie twórczość to swoisty wentyl, którym uchodzą emocje. Najczęściej te negatywne. Oczywiście nieprawdą byłoby stwierdzenie, że kobiety są jedyną lub główną inspiracją do tworzenia muzyki. Zazwyczaj czynników jest wiele.

Agnieszka Opolska:  Czy nagranie płyty to skomplikowany proces?

Dawid Hallmann: Na tyle skomplikowany i czasochłonny, że nie sposób zajmować się tym będąc w związku. Przynajmniej ja tak mam. Oczywiście, płyta płycie nie równa. Bywały albumy, które kończyłem w nieco ponad tydzień. Tylko, że wtedy nagrywałem non stop, z przerwami na sen, jedzenie i toaletę. Proces powstawania ostatnich płyt był bardziej rozciągnięty w czasie. Tworzenie muzyki wg mnie nie może być zajęciem „na pół etatu”. Wydzielanie sobie kilku godzin dziennie jest mało efektywne. Jeśli już nagrywam, to siedzę całą noc. Na szczęście remiksowanie nie wymaga wydobywania dźwięków z instrumentów, więc nie budzę sąsiadów. Zakładam słuchawki i siedzę do oporu.

Agnieszka Opolska: Jak długo nagrywałeś tę płytę i kto był zaangażowany w proces nagrywania?

Dawid Hallmann: Nagranie „Ciepłego oddechu” zajęło cztery miesiące. „Nostalgia” pochłonęła dziesięć, ale za to przerwy były dłuższe.  Co do zaangażowania, to wszystko robiłem sam. Instrumentów zasadniczo nie dogrywałem, z wyjątkiem gitary w „Dwóch kroplach”.

Agnieszka Opolska:  Wiem, że ciężko zachwalać swoje dzieło, ale co uważasz za wyjątkowe w twojej muzyce. Czym ona się różni od tego co słuchamy na co dzień w radio?

Dawid Hallmann: To że coś jest inne, to wcale nie znaczy, że jest lepsze czy gorsze. To co serwuje radio to dla mnie muzyczna patologia. Szkoda czasu na komentowanie tego. Są jednak wykonawcy, których w rozgłośniach nie słyszę, a są popularni. Na przykład Skrillex. To dzięki niemu zainteresowałem się dubstepem. Ten człowiek ma miliony fanów na całym świecie. Kawałki na jego YouTubowym kanale mają łącznie blisko 3 miliardy wyświetleń. Koncerty gromadzą rzesze. Wiem jednak, że nigdy nie będę robił muzyki takiej jak on. Jest to bariera techniczna. To tak jak robienie grafik w MS Paincie i Photoshopie. Pewnych efektów bez Photoshopa nie da się uzyskać. Oczywiście muzykę „w Paincie” robię ja. Stąd zamiast naśladować Skrillexa wolę tworzyć nową jakość eksperymentując - łączyć stare z nowym. Często są to bardzo nieoczywiste fuzje. I w tym tkwi wyjątkowość (bez wartościowania). Zresztą dotyczy to nie tylko ostatnich projektów. W 2009 roku nagrałem z Celownikiem płytę „Folkrap”. Był to pierwszy w Polsce projekt łączący folk i rap. Donatan z „Równonocą” pojawił się dopiero trzy lata później. „Folkrap” wciąż jednak pozostał wyjątkowy, bo wydobywa XIX-wieczną poezję. Czegoś takiego wciąż nie ma.




A tu można posłuchać płyty :) Enjoy



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Warsztaty z młodzieżą w Polnicy 07.04.16


To był ostatni warsztat tego wyjazdu. Fajne spotkanie w hiperciasnej, ale klimatycznej  bibliotece w Polnicy. 


Młodzi napracowali się pisząc krótkie opowiadania, których akcja działa się w Polnicy. 
Ale wśród piszących znaleźli też rysownicy i ilustratorzy... :D
Sami zobaczcie co my tam wyprawialiśmy!











 Opowieść o miłości do grobowej deski...





:D


Fragment jednego z opowiadań:
Był ciemny, zimny i ponury wieczór. W ciszy rozlegało się stukanie obcasów. Zza rogu wyszła wysoka i zgrabna postać. Była to studentka pierwszego roku. Jak zwykle miała na sobie czarny płaszcz oraz czarne szpilki, w których jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż były w rzeczywistości...



Była szara bezgwiezdna noc. Starszy pan w czarnym płaszczu i kapeluszu jak co wieczór wędrował ulicami Polnicy. Oprócz niego nie było nikogo. Wiatr szumiał głośno i targał jego dostojnym kapeluszem.
W tym samym czasie Gargamel- niski garbaty mężczyzna szykował się na swoje łowy. Polował na smerfy - tak nazywał małych małych chłopców śpiących pod niebieskimi kołderkami.
Gdy był już gotowy, wyszedł ze swojego zniszczonego, brudnego mieszkania i ruszył w stronę...


A oto utalentowana młoda dziewczyna, która narysowała mój portret !