Dzień 3
Dupa, dupa!!!
Ale jaka!
Dzień 2.
Wstałam rano przed szóstą, bez budzika! Mój dziadek tak wstawał, ponoć ludzie w pewnym wieku nie mogą spać, męczą ich szatanistyczne wizje. Mnie męczył jedynie pęcherz i narządy wewnętrzne, co świadczyło tylko, że nie umarłam.
Dobrze, za późno jest na wielkie podsumowania i rozkminy jakby to świat cierpiał z powodu mojego nagłego zgonu. Jest prawie dwunasta w nocy.
Przymus podzielenia się ze światem postępującą pracą sprawił, że zmusiłam się do odkurzenia tabletu. Powstaje w bólach projekt ilustracji! Dadddaaaaa!
Ps. Rysuje z centrali sterowania, czyli mojego wspaniałego łóżka, niczym Frida.
Ps2. Lowjusomacz ewrybody:)
Jak ciężko mieć ambicje podboju świata, jednocześnie nie mogąc zwlec się z poduszki.
Kiedyś byłam połączniem wiagry z kokainą. Kobieta la machina, cyborg i robokop w jednym, czyli matką, pisarką, malarką, socjolożką, bizneswoman… od samego wymieniania zmęczyłam się … teraz jestem już tylko przed czterdziestką. Roszczeniowa i leniwa. W jednej ręce szklaneczka z whisky w drugiej czekoladka.
Oficjalnie nic nie piszę, nic nie maluję, leżę i czekam na weekend, alby być najfajniejsza.
To u mnie w skrócie.
Postanowiłam coś zmienić i wrzucać na bloga codziennie newsy o postępach pracy nad "Malutką"… Jakiekolwiek! Przyzwyczajcie się do wiadomości o niczym. Tak będzie dopóki nie skończę, choćbym miała napisać w poście „dupa, dupa” Przymus mnie delikatnie odrzuca, ale szukam sposobu na przełamanie impasu i po raz pierwszy proszę o motywacje, nawet średnio prawdziwą. Coś jak: „dasz radę” „maluj dziunia”, „kończ ten projekt, jesteś fajoska”.
Aktualnie wskrzeszam leniwe kości do wykonania ruchu pędzlem . Malutka powstaje w bólu, od ponad trzech lat. Do śmierci skończę, oby nie mojej…
Jest na pewno projekt okładki: