poniedziałek, 13 lutego 2017

Fifty Shades Darker - recenzja

Tsunami
Od ilości ziewnięć cesarza austriackiego zależało powodzenie opery Mozarta. Brak ziewnięć – cudowne dzieło. Jedno ziewnięcie – jest dobrze. Dwa ziewnięcia – słabe. Trzy ziewnięcia…
Od ilości moich ziewnięć powinno powstać tsunami i przenieś nas do sali obok, gdzie grano jakiś inny film, albo najlepiej na dół do baru na drineczka;)

Ale od początku. Z czym mamy do czynienia?
Fifty Shades of Grey – Darker to druga część adaptacji filmowej niezwykle popularnej książki erotycznej autorki E. L. James. Z jednej strony powieść wzbudziła falę krytyki znawców literatury, którzy uznali ją za szmirę, z drugiej strony wywołała wielki entuzjazm ludzi, którzy lubią świerszczyki i książki typu „odpręż się, nadchodzi boskie ciało”. Ale co ciekawe, powieść stała się popularna w kręgach ludzi, którzy książką na co dzień się brzydzą. Sięgnęła po nią rzesza antyczytelników, ludzi, dla których Fifty Shades… była pierwszą książką po Naszej szkapie.

Rewolucja seksualna przy okazji
Książka ta wpłynęła nie tylko na sprzedaż gadżetów seksualnych, ale też spowodowała większą otwartość na eksperymentowanie w łóżku. Modne stało się wiązanie, zasłanianie oczu, kajdanki… :D Liczba interwencji straży pożarnej do kochanków uwięzionych w kajdankach w UK była na tyle duża, że na BBC zaczęto pisać o tym artykuły. Zabawa z kajdankami wiele par kosztowała sporo wstydu. I 295 funtów.

Do rzeczy

W piątkowy wieczór miałam okazję udać się do kina z rozentuzjazmowaną grupą kobiet popijających wino i krzyczących na dobrze zbudowanego Greya. Co z kobietą może zrobić widok umięśnionej klaty? Oglądanie w tłumie i butelka wina w dłoni mogą obronić ten film.
Dla mnie jest to ciapowata opowieść, w której erotyka to ciągłe zdejmowanie koronkowych majtek, rozpinanie koszuli i rzucanie ciała na łóżko, tudzież na ścianę, i całowanie się w dzikim uniesieniu.
Film przesycony jest nieprawdopodobnymi wydarzeniami. Co rusz jakaś trudność – pojawia się była Greya, ktoś strzela, szef jest psychopatą i najlepsze – spadający helikopter. Ten helikopter był totalnie bez sensu. Przez to zagęszczenie akcji (która była bez napięcia), tak naprawdę nic w tym filmie się nie przeżywa, tylko ogląda z rosnącym znudzeniem, które przerywane jest jakimś akcikiem miłosnym to w windzie, to w pokoju, to…   

Scena na jachcie to już po prostu apogeum kiczu. Chociaż nie – apogeum to oświadczyny i fajerwerki. Trochę mdli.



Kreacja bohaterów
Zupełnie nie przekonuje mnie postać Anastasji Steele (Dakota Johnson). Ona zachowuje się, jakby była pod wpływem alkoholu. Mówi wolno, przeciąga głoski.  Jest rozlazła i niedopasowana, ale i tak wypada lepiej niż Christian Grey (Jamie Dornan). Odtwórca roli chyba nie czuje się dobrze jako Christian i to widać. Między głównymi bohaterami nie ma chemii.

Przemiana
To co fascynuje mnie  zarówno w książkach jak i filmach, to przemiana bohatera. Lubię przyglądać się, jak ktoś mało pewny siebie zmienia się w silnego bohatera, jak skurwiel zmienia się w kogoś, kogo rozumiemy i zaczynamy lubić.
Tutaj zmiany są skokowe. Anastazja nagle staje się szefową swojego biura, jednym zdaniem sprawia, że wszyscy podziwiają jej inteligencję i pomysłowość. Jedną sceną bohater stał się bohaterem.

Odkrycie tego filmu
Umarłam ze śmiechu. Po wyjściu z kina całą drogę wymyślałyśmy nazwę dla gadżetu, jakim były dwie kulki, które on włożył jej do waginy.
Można się jednak jeszcze czegoś o naturze przyjemności nauczyć.
„Kuleczki do cipeczki!” Nadal konam.

Czy pójdę na trzecią część?
Mhyyyyyyyyyyy

Gdybym miała zamknąć tę recenzję jednym zdaniem brzmiałoby ono:



5 komentarzy:

  1. http://stayfly.pl/2015/02/50-powodow-dla-ktorych-film-50-twarzy-greya-dno/ spróbuj odnieść się w swojej recenzji do poniższych argumentów :0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamta recenzja tyczy się pierwszej części:) Gniotowatosć tego filmu można analizować na milion sposobów, co nie zmienia faktu, że ludzie tłumnie uderzą do kina.

      Usuń
  2. Ja też byłam na "Greyu" w piątek, z koleżankami z pracy. Niestety film tak kiepski, że aż na "Maliny" się nie nadaje. Jamie Dornan, który mnie zachwycił swoją rola w "Upadku" tutaj jest flegmatycznym facetem (dosłownie czytaj "bez jaj"), nie potrafiącym wzbudzić we mnie żadnej litości. Rola nie dla niego. Dakota Johnson również nie sprawdza się w roli Anastazji. Męczy mnie jej poza i ciągle odgrywanie Kopciuszka. Klapa!

    OdpowiedzUsuń