Pamiętam, że szkoła podstawowa ciągnęła się jakby jeden dzień mnożył się w nieskończoność, zamrożone w czasie 45 min., byle do dzwonka. Tytuł dla tego rozdziału? Czekanie na dorosłość:)
Życie człowieka zwanego dorosłym nagle nabiera tempa. "Zamykam i otwieram oczy, nie widzę, lecę, załatwiam, przeglądam". Czas nagle staje się klepsydrą, której nie nadąża się odwracać. Życie wypełniają ważne i ważniejsze zadania. Trzeba zarabiać.
Ja pewnego dnia usiadłam i zdałam sobie sprawę, że moje życie to nieznośna rutyna. Rano szykowanie dzieci do szkoły; praca; odrabianie lekcji z dzieciakami; szykowanie dzieci do spania. I czekanie na wieczór, gdzie wszystko ucichnie i ja zacznę coś wielkiego. Znaczy namaluję obraz, napiszę wiersz, a może powieść? Ale jak dobrze wiemy, jak ONI pójdą spać, to ty tylko chcesz na chwilę poleżeć sobie na swojej podusi. Przykładasz głowę na sekundę... Wieczory po pracy zdecydowanie odpadają na robienie wielkich rzeczy.
Życie dorosłego to wieczne czekanie na weekend. W weekend można zrobić niesamowicie dużo wielkich rzeczy, to całe dwie doby, poczynając od piątku wieczorem, bo niedziela po szesnastej to już poniedziałek.
W sobotę rano budzi cię jednak jakiś tajemniczy łobuz, zwany twoim potomkiem, który chcę jeść, pić, bawić się i to najlepiej z tobą. Organizujesz więc poranek potomka, a przy okazji coś może ugotujesz i zrobisz jakąś pożyteczność i posprzątasz. Odwalasz konieczną rutynę soboty, w planach wycieczka do parku:) Coś czytasz na ławce, jednym okiem bo drugim kontrolujesz, czy ktoś nie porwał potomków... Robienie wielkich rzeczy pozostawiasz na wieczór...
Znacie ciąg dalszy... jest po postu poniedziałek rano i szykujesz dzieci do szkoły.
Zanim zaczęłam pisać czekałam na wieczór, weekend, wakacje - moment na robienie wielkich rzeczy.
I pewnego dnia obudziłam się strasznie już wkurzona, bo to czekanie nie miało sensu, nigdy. Zawsze wierzyłam, że do 30 roku życia uda mi się zrobić coś ważnego. I nagle miałam 30 na karku, a to coś ważne nadal czekało na TEN moment.
Pytanie? Jak to zrobić? Po porostu, ja przestałam czekać. Pewnego wieczora nie przyłożyłam głowy do poduszki, pewnego weekendu powiedziałam swoim dzieciom, żeby poszły do kuchni i wzięły sobie jedzenie z lodówki, odpuściłam wyjazd do parku i zaczęłam pisać pierwszą książkę.
Nie powiem, że posiadanie "fanaberii zrobienie czegoś wielkiego" nie jest łatwe, dla właściciela fanaberii jak i jego otoczenia :)
Tak napisałam ten tekst, żeby może kogoś zainspirować do przestania szukania "eksjusów".
Robi się coś ważnego albo się nie robi.
PS. 1 Najlepiej nie mieć fanaberii.
PS. 2 Posiadanie fanaberii jest dla pracoholików i dewiantów :D:D:D:D:D
Zmora naszych, a właściwie wszystkich czasów i roli kobiety w społeczeństwie: czyli wymaganie, aby kobieta przedkładała wszystko i wszystkich ponad siebie i własne pragnienia. Popatrz do czego doprowadziła odrobina zdrowego egoizmu w życiu :D :D :D. Kto wie, ile powieści zostałoby napisanych i ile dokonanych odkryć, gdyby większość kobiet pozwoliło sobie na odrobinę egoizmu? :D
OdpowiedzUsuńWiesz Agata, to robią hormony z mózgiem kobiety, ona nie może się oderwać od dziecka. Ja chyba zwalczyłam te chochliki buszujące w moim organizmie, przynajmniej trochę :) Niektóre kobiety po prostu lubią taką rolę i nie ma ich co winić. Najgorsza jest w tym "fanaberia" ona cię rozdziera na kawałki i domaga się uwagi :D
UsuńPewnie, że tak-dzieci potrzebują uwagi. Czasami jednak trzeba wszystko zrzucić na męża/partnera, żeby nie oszaleć :D i żeby móc chwilę poświęcić swoim "fanaberiom" :D
Usuń