O tym dlaczego wypięłam się na rynek
wydawniczy.
Jak zostałam buntowniczką wyboru w
świecie książkowego imperium
Niektórzy
moją decyzję o założeniu swojego wydawnictwa uznają za skrajny akt odwagi, inni
za samobójstwo, a jeszcze inni za desperację (tych kocham najbardziej).
Droga po sukces. Czyli do odważnych
świat należy
Zawsze
wychodziłam z założenia, że im więcej chcesz od życia, tym więcej od niego
dostaniesz. Zasada spadania z dużej wysokości też się w to wpisuje, tak jak i
rada zabezpieczenia pośladków poduszeczkami.
Jak
lecieć to wysoko, szybować w przestworzach i uczyć się nowych rzeczy. A może
spadając, nauczymy się latać?
Wydałam
swoją książkę sama, bo wierzę w to, co robię i wierzę, że jeśli moja książka jest
dobra, to obroni się w gąszczu propozycji wydawniczych (tysiąca nowości polskich
i zagranicznych autorów). Poza tym po prostu nie zgadzam się na warunki, jakie
są stawiane autorowi. Ci, którzy piszą i wydają swoją książkę, wiedzą, o czym
mówię.
Po
sukcesie Anny May, Literackiego
Debiutu Roku 2015, miałam nadzieję na karierą pisarską z przytupem. Ale chyba
za bardzo zapatrzyłam się w wynagrodzenia pisarzy amerykańskich, którzy po
udanym debiucie mogli kupić sobie jacht, bujać się przez kilka lat na tantiemach
i pisać swoją nową powieść w Meksyku :D. To jednak nie zadziałało, przynajmniej
nie u mnie. Nie zarobiłam milionów, ku memu wielkiemu rozczarowaniu nie kupiłam
jachtu ;D i nie pojechałam do Meksyku pisać nowej powieści, ale nadal mam chęć
pisania i niespożytą energię uczenia się latania.
Tym
samym postanowiłam pominąć wszystkie znane drogi i, mimo propozycji
wydawniczych, zdecydowałam się wydać moją książkę samodzielnie, zakładając
swoje wydawnictwo „OPOLSKA”.
Plusy i minusy
Piszący
wie, że książka to cud, jaki rodzi się w głowie autora. To przelanie na papier
jego duszy we wszystkich odcieniach. Więc możecie sobie wyobrazić rozczarowanie
pisarza, który otrzymuje „propozycję” okładki do swojej książki i nie ma na nią
wpływu. Widzi wielkość liter w swojej książce i uważa, że są za małe dla osób
słabo widzących, ale nie może nic zrobić, bo książka kosztowałaby za dużo… To tylko
niektóre spośród wielu ustępstw, na które autor musi pójść, bo to wydawnictwo
dyktuje warunki. „Na twoje miejsce mamy
kilku chętnych autorów, którzy z pocałowaniem ręki zgodzą się na
wszystko”.
I
niestety tak to wygląda. Jest wiele osób piszących, którzy wylewają swą duszę
na papier i marzą o tym, by tylko zostać wydanym, nawet z oddaniem większości
praw do swojego dzieła, zupełnie za darmo lub za pieniądze, o których wstyd mówić.
Ja,
jeszcze zanim podjęłam ostateczną decyzję, próbowałam negocjacji. Chciałam
więcej niż przeciętny autor, chciałam sprawiedliwego podziału, nie 10 – 12% od
sprzedaży detalicznej (kwoty, za jaką wydawnictwo sprzedaje książkę pośrednikom,
czyli 3 razy mniejszą, niż cena okładkowa), chciałam prawa do wyboru. I wiecie
co? Figa z makiem. „Mamy wielu autorów, bla, bla, bla…”. I mieli rację :) Dziś
mogę tylko podziękować wszystkim, którzy pokazali mi faka :) Jesteście cudowni!
Kasa, kasiora, hajs, czyli ile zarabia
pisarz?
Autor
wydający w Polsce zarabia na swojej książce maksymalnie 10 – 15%, i to zwykle ceny
nie okładkowej. W innych krajach ta kwota wacha się w okolicach 20%. Przy self-publishmencie
100% minus koszty (a tych jest sporo, żeby nie było za pięknie).
Buntuje się, buntuję się
Czy
wiecie, że można kupić sobie besteller? Moim największym rozczarowaniem, albo
naiwnością, było odkrycie że wszystko jest na sprzedaż (oj Aga, Aga, taka
jesteś duża…). Czy wiecie, że półki w księgarni są na sprzedaż? Półka „top 10”,
czyli „bestseller”, kosztuje jakieś dwa kawałki, podobnie pozycjonowanie
książek w przestrzeni księgarni. Uważam że społeczeństwo powinno wiedzieć takie
rzeczy, bo kłamstwo jakie nas otacza, jest porażające, nie tylko w polityce. Zawsze
świat książek wydawał mi się na swój sposób święty, to cecha naiwnej
wielbicielki :) Nagłe odkrycie, że to, co kocham, jest poddane obłudzie
rynkowej, złamało mi serce.
Mojej Róży nie znajdziecie w księgarni, bo nie
zapłacę za półkę „top 10”. NIGDY! A jak ją księgarz schowa pod stertę innych
książek i tak jej nikt nie zauważy i nie kupi.
Samobójstwo?
Nieee.
Autonomia
Tak! Kocham
decydować o swojej duszy. Dlatego zanim wydałam Różę, odwiedziłam drukarnię „ABBEDIK” w Poznaniu, obejrzałam
wszystkie ich propozycje i z pieczołowitością dobrałam okładkę, która nie była
ani miękka, ani twarda, matowa, a lakier znajdował się tylko w niektórych
miejscach. Taka zabawa to już zakrawa na bibliofilię. Ale uwierzcie – gdy dostałam
do ręki Różę, miałam mokro majtkach.
Sam
projekt okładki to ciężka praca krakowskiej graficzki, od której dostałam z
dwadzieścia propozycji.
Wielkość
liter w książce to moja mania dostępności książki dla każdego czytelnika. Wiem,
że w bibliotekach czytelniczkami są przeważnie starsi, którzy nierzadko słabo
widzą. Sama lubię czytać komfortowo.
Książka
zawiera ilustracje, które sama wybrałam i umieściłam w tekście. Róża musiała być piękna.
Czy to jej się opłaca, czy bycie
buntownikiem to kolejna fanaberia Agnieszki Opolskiej?
Jeśli
jesteście tego ciekawi, musicie poczekać, aż podliczę to wszystko i będę
wiedziała, czy to strzał w stopę, czy wystrzał szampana :D
PS Jeśli
ktoś ma ochotę zadać pytanie, chętnie odpowiem :)
Jakbym czytała o sobie...;)
OdpowiedzUsuńAgata, jeszcze będziesz dyktować warunki:) Twoje książki mają potencjał, masz grono ludzi, które cię uwielbia, to kwestia czasu, bo się nie poddajesz:) Poza tym wierzę, że siłą jest świadomość czytelników.
Usuń