Długo minęło od ostatniego pisania. Jest dziś, wiele lat później. I dopiero teraz budzę się jak ze snu. Mroczny dom, Olszynowa 12. Spotkałam człowieka, który mówił o wybaczeniu, Pan J. Wybaczanie klucz do zagadki uwolnienia siebie. Kupiłam książkę „Radyklane wybaczanie”. Jak wybaczać to gruntownie, orać pługiem po ziemi zachwaszczonej. I zdjęcie mojego ojca stało na półce, on patrzy oczyma trochę pustymi, niby w stronę mojej matki, ona odwraca głowę. Wybaczanie tak wzięłam sobie do serca, że to zdjęcie wydało mi się nawet przyjemne. Rodzinna fotografia. Pamięć sekundowej migawki. Snapshot kłamstwa. Zdjęcie to wczoraj odwróciłam od siebie. Oczy ojca były złe. I wybaczenie, kim ja wybaczam, sercem czy mózgiem, który mówi wybaczenie jest potrzebne, aby żyć i iść dalej. I znów kłamstwo. Wybaczenie jest oszustwem. Oszustwem ofiary, która robi na sobie meta oszustwo. Kiedy wybaczam po czyjej stronie staję? Po swojej. Ale jak ja stoję po swojej stronie, kiedy moje dziecko wewnętrzne oddycha przez słonkę przysypane piachem. Nawet w tymże wybaczeniu, ja stawiam siebie na ostatnim miejscu. Ja wybaczam fantomem. Bo mnie nie ma w tym wybaczaniu. Jest książka, która mówi, jest Józek, który mówi, słowa są. A ja tam leżę zakopana i mój fantom też mówi: „Wybaczam ci ojcze”. A kto zajmie się moim dzieckiem? Kto go przytuli? „Ja teraz wybaczam, nie mam czasu, zamknij się dziecko” i kopie dziecko. Ono w sumie i tak już niewiele potrafi powiedzieć, niewiele mu przeszkadza. Ono oddycha przez słomkę. I skopałam to dziecko po raz ostatni, wybaczeniem fantomowym. Nie jestem przeciwniczką wybaczenia, ale zdałam sobie sprawę, że Józek nie ma racji. Że radyklane wybaczenie może się odbyć, jak przestajesz być fantomem. Ty spełanijący oczekiwania innych, ty stawiający siebie na ostatnim miejscu, bo twoje dziecko jest zakopane.
Najpierw musisz wyjąć dziecko z ziemi, uprać mu obranie, nakarmić go, dać mu ciepłe mleko, pozwolić mu zasnąć spokojnym snem w twoich ramionach, i potem możesz pozwolić mu mówić. Pozwól mu powiedzieć, że było ci zimno i nikt nie napalił w piecu. Że byłeś przerażony, gdy działa się krzywda twojego brata i siostry, twojej matki. Że miałeś prawo czuć się sam, gdy ktoś kazał ci zostać w pokoju, ale nie wyłączył twojego słuchu na krzyki, jęki zduszone i ból, który można było czuć przez ścianę jak przez żywą tkankę twojej skóry. Miałaś prawo do tego, aby nie czuć nic, żeby nie zwariować. Dziecko nigdy nie mogło być tam dzieckiem. Dziecko musiało zostać schowane głęboko.
Dlatego w wybaczeniu jedyną drogę jest poczuć dziecko, a jak czujesz dziecko nie możesz być obojętny na kata, bo on zadaje ciosy. I to boli.
Wczoraj płakałam cały dzień nad swoim dzieckiem, które kopałam, naciągając się do wszystkich tylko nie do siebie. Ono jest pierwszym odruchem mojego ciała, które mi mówi: "Nie idź tam. Nie jest to człowiek dla ciebie. To cię boli. To jest obrzydliwe". „Czas zacząć od siebie”. Tyle frazesów zasłyszanych, a ja to słyszę, i dopiero teraz, pierwszy raz rozumiem. Nie można nawet wybaczyć nie zaczynając od siebie. Od tego skrzywdzonego człowieka, który może już wypłakał łzy, bo tak długo był ignorowany. Moje dziecko, piękne dziecko jesteś już bezpieczne. Będziemy razem czuć. Poszłam wczoraj na gimanstykę. I zapytałam dziecko, co chcemy robić? Czy będziemy robić wszystko na sekundy jak inni, czy będziemy się ruszać po naszemu, bez presji. Ruszaliśmy się po naszemu.